Ola Malisz

w Fastach o 1959 do 1995

W Fastach było tak jasno

Wchodziło się na przędzalnię i od razu uderzał specyficzny, mocny zapach bawełny. Nie da się go z niczym pomylić. Do dziś lubi ten zapach, przypomina jej Fasty i młodość. Najlepsze lata. Pierwszy dzień w fabryce był jak wejście do lepszego świata. Widziała, że tu jej będzie lepiej niż na wsi. Zdobyła wykształcenie, pieniądze, przyjaciół, nawet została zakładową poetką. O swojej pracy w Fastach napisała więc sama.

Urodziłam się na kolonii należącej do wsi Koźliki, 21 km od Białegostoku. Szczęśliwe, choć bardzo biedne dzieciństwo, spędziłam wśród cudownych łąk, rozległych pól i szumiącego lasu. Mając 17 lat opuściłam swój dom rodzinny. Wyfrunęłam z gniazda szukając pracy i szczęścia w Białymstoku. Dostałam skierowanie do pracy na Przędzalnię Cienkoprzędną, na stanowisko sprzątaczki. Po zgłoszeniu się do pracy zdecydowano, że będę się szkolić na stanowisko pomocy prządki na niedoprzędzarkach. Pracowało się wtedy na 3 zmiany. Szybko wciągnęłam się w swoje obowiązki chociaż były też problemy. Byłam niepełnoletnią, więc nie można mnie było zatrudnić na nocną zmianę, maszyny były bardzo wysokie, a ja jestem niskiego wzrostu. Zakładając zapasowe szpule na maszynę musiałam stawać na czubkach palców. Pomimo tego, po roku pracowałam już jako prządka.

Przy wyjściu z mojego rodzinnego nie było elektryczności, jedynym oświetleniem była lampa naftowa. Gdy przyszłam do pracy po południu i o zmierzchu zapaliły się u sufitu wszystkie światła, nie mogłam wyjść z podziwu, że jest tak jasno.

Pod koniec października 1959 roku, po 2 miesiącach pracy, mój mistrz Pan Widuliński zaprosił mnie na rozmowę, podczas której zaproponował mi abym zgłosiła się do średniej szkoły włókienniczej, by się dalej uczyć. Szkoła włókiennicza dla pracujących przy ulicy Krakowskiej działała wówczas w systemie dwuzmianowym. Gdy pracowało się od 5 do 13-tej do szkoły się szło na 16.oo, gdy pracowało się popołudniu od 13 do 21 te same zajęcia odbywały się rano od 8. Zgłosiłam się do kierownictwa szkoły, ale zajęcia trwały już 2 miesiące. Zaproponowano mi pochodzić trochę bez książek i zeszytów, aby sprawdzić, czy poradzę i czy nadrobię materiał. Po tygodniu dyrektor Kalka zezwolił mi na kupno książek i wpisano mnie w poczet klasy I Technikum Włókienniczego dla pracujących.

Mieszkałam wówczas przy ulicy Młynowej, dziś nie ma już tego domu. Wchodziło się do niego bezpośrednio z chodnika do pokoju, w którym mieszkała właścicielka mieszkania ze swoją wnuczką. Po przejściu pokoju była ciemna wnęka stanowiąca kuchnię i tam stało moje łóżko. Z tego okresu utkwiły mi w pamięci dwa zdarzenia. Ja mam rozmiar buta 35, więc bardzo trudno było kupić, gdyż damskie rozpoczynały się od rozmiaru 36. Gdy w sklepie trafiłam na rozmiar 35 zdarzało się, że kupowałam 2 pary. Zimą idąc na ranną zmianę, o 4 rano, aby nie budzić gospodyni nie zapalałam światła. Włożyłam rękę pod łóżko, znalazłam but prawy i lewy i pobiegłam do autobusu. Jakie było moje zdziwienie, gdy przyszłam do szatni i okazało się, że mam jeden but czarny a drugi brązowy. Wróciłam do domu w butach roboczych. Drugie zdarzenie to: pracowałam na I zmianie od 5 do 13-tej, w tym dniu bardzo źle się czułam, miałam sporo podwyższoną temperaturę. Po przyjściu do domu położyłam się do łóżka. Spałam bardzo mocno. Gdy otworzyłam oczy była 6 godzina. A ja pracowałam od 5. Zerwałam się na nogi, ubrałam się i biegiem na przystanek. Przyjechałam do zakładu, przy przejściu przez portiernię, portier jakoś tak dziwnie na mnie spojrzał, gdy nadmieniłam, że zaspałam. Przebrałam się w szatni i ze swoim ekwipunkiem biegnę do swojej maszyny, a tam pracuję popołudniowa zmiana. Uświadomiłam sobie wówczas, że ja się obudziłam o godzinie 18:00, a nie o 6 rano. Szczęśliwa jechałam do domu, że mogę jeszcze pospać. Po roku zmieniłam zamieszkanie z Młynowej na Wojskową. Zamieszkałam w pokoju przy rodzinie z dwójką kilkuletnich dzieci. Było nas 3 dziewczyny, z których tylko ja się uczyłam. Warunki do nauki były bardzo trudne.

 

Czas płynął.

Po 3 latach pracy Przędzalni Cienkoprzędnej zaproponowano mi pracę na tkalni kolorowej jako zapisywacz produkcji. Było mi o wiele lżej, pracowałam już na jedną zmianę od godziny 7.00, odpadła mi praca na palcach. Pracowałam na oddziale przygotowawczym tkalni Kolorowej do ukończenia technikum. Gdy miałam już wykształcenie średnie zaproponowano mi pracę w biurowcu w dziale normowania. Planowałam po roku pójść do Wyższej Szkoły Inżynierskiej. Chodziłam nawet na kurs przygotowawczy. Poznałam wtedy mojego obecnego męża. Zbiegło się w tym czasie jedno zdarzenie, które przyspieszyło zmiany w moim życiu. Mieszkałam cały czas o tym samym pokoiku. Moje współlokatorki wyszły za mąż i wyprowadziły się. W grudniu 1966 roku zawalił się dach naszego mieszkania. Mieszkaliśmy na poddaszu, więc w pokoju leżał śnieg i świeciły gwiazdy. Moi gospodarze dostali mieszkanie zastępcze, ja z nimi iść nie chciałam. Zaproponowali mi sąsiedzi z dołu, aby z nimi zamieszkała, odstąpili mi jeden z pokoi. Ja w tym czasie chodziłam w chłopakiem, moim obecnym mężem i byłam wpisana na listę oczekujących na mieszkanie. W styczniu 1967 roku wyszłam za mąż, a czerwcu tego samego roku otrzymałam jednopokojowe mieszkanie w bloku przy Nowogrodzkiej, gdzie z mężem zamieszkaliśmy. W roku 1968 urodziła się nam córka, a w 1970 urodził się syn. Moja Wyższa Szkoła Inżynierska stała się nieaktualna. W dziale normowania pracowałam 1995 roku, kiedy to ze względów ekonomicznych zakładu, odeszłam na wcześniejszą emeryturę. W międzyczasie zmieniłam mieszkanie i zamieszkaliśmy przy ul. Waszyngtona.

Dziękuję losowi, że stawiał na mojej drodze ludzi uczciwych, dobrych, szczerych, dających dobre rady i wytyczających dobre kierunki moich ścieżek. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że Fasty to moje życie.

Ola Malisz

WIERSZE:

Zepsuta maszyna

Tu oto na naszej hali

Tu w pierwszym wrzeciennic rzędzie

Zepsuta pracuje maszyna

Jaki los dalszy jej będzie.

Dwa remonty nic nie pomogły

Rok minął, zaczyna się drugi

A maszynę chyba zreperują

Gdy wszystkie zużyją się śruby.

Gdy puszczę maszynę

Ogania mnie strach

Że nici tak na wyścigi

Tu „paf” tam „pach”

Maszyna denerwuje się bardzo

Ze zmęczenia wciąż staje i staje

Ach wielmożni mechanicy

Czy państwo z tego sprawę zdają?

 

FASTY, prz. Cienkoprzędna, rok 1962

Nasz Oddział

Ten wiersz oto krótki, to ja napisałam

Układałam na papier te słowa

Ja co życie na wskroś poznałam

Może powiem co nieco o nim.

Jesteśmy tutaj zgodną rodziną

Z mistrzem Widulińskim na czele,

jak długo wszyscy będziemy razem

powiedzieć mogę, że nie wiem.

O mistrzu Widuliński

Chlubo naszego oddziału

Tyś zjednał nas tak wszystkich

Jak światło jednego przedziału.

Niedawno każda lub każdy z nas

Żył spokojnie w kochanej rodzinie

Lecz przyszedł oto szczęśliwy czas

I o domu wspomnienie zginie.

Tutaj znaleźliśmy oto

Inną, dużą, wspaniałą rodzinę

Tu szybko my przeżywamy

Lato, wiosnę, jesień i zimę.

 

FASTY, prz. Cienkorzędna, rok 1962

Projekt „Fasty – kolejne historie” jest kontynuacją prac nad zebraniem, opisaniem i upamiętnieniem historii Zakładów Przemysłu Bawełnianego Fasty, które w latach 60. i 70. determinowały życie niemal każdej rodziny w Białymstoku. Zadanie dofinansowane ze środków z budżetu Miasta Białegostoku.

Skip to content