Jak oszacował Jerzy Jamiołkowski, dawny pracownik kombinatu Fasty, przez fabrykę w przeciągu pół wieku przewinęło się ponad 35 tys. ludzi. Największe zatrudnienie było w latach 70. – przekraczało 7 tys. osób. Zakład pracował wtedy na trzy zmiany i ciągle potrzebował ludzi, głównie kobiet, które obsługiwały krosna. 70 proc. załogi stanowiły kobiety. Przyjeżdżały do pracy z okolicznych wsi: Dobrzyniewa, Fast, Choroszczy, Knyszyna. Codziennie przed fabryczną bramą zatrzymywało się nawet 30 autobusów pełnych “chłoporobotników” – jak się mówiło w PRL na pracowników Fast.

Biały Dom i produkcja

W Fastach był podział na produkcję i Biały Dom, jak nazywano biuro. O „głównym energetyku” mówiono, że to zakładowa mafia. Dało się tam wszystko załatwić, łącznie z alkoholem. Zdominowany przez mężczyzn wydział angażował się politykę. Tam była „kwatera główna Solidarności” i strajkujących w latach 80., kiedy Fasty ogłosiły swoje 612 postulatów.

Fabryka to 2 hektary zadaszonych hal. Jej serce do przędzalnia i dwie tkalnie: biała i kolorowa. Na jednej hali tkackiej pracowało nawet do 1000 krosien. Każde miało swój numer i przynależało do określonego zespołu. Zespół tworzył majster i trzy taczki. Na tkalni białej obsługiwał on 33 – 34 maszyny. Trudno powiedzieć, kto miał gorzej, prządki czy tkaczki. Na przędzalni było pełno kurzu i straszna wilgoć. Na tkalni z kolei panował niesamowity huk.

Słabe zarobki, dobry socjal

W przemyśle lekkim nie zarabiało się dobrze. To był zakład sfeminizowany, a kobiety nie mogły dużo zarabiać. Trochę im to rekompensował dobry socjal: przyfabryczne przedszkole, przychodnia, stołówka, wczasy, imprezy, kolonie dla dzieci. W Fastach kwitło też życie towarzyskie. Działało wiele kół zainteresowań: fotograficzne, modelarskie, sportowe. Na karnawałowych balach i plenerowych imprezach przygrywał zakładowy zespół “Diamenty”.

Przez lata zawiązało dużo fastowskich małżeństw, obchodzono hucznie imieniny. Można się było załapać na wycieczkę krajową, a ci z partyjną legitymacją jeździli nawet do „demoludów”. Największa patologią było pijaństwo i kradzieże. Piło się w fabryce, w tzw. Olszynkach, zagajniku nieopodal Fast, w kultowym lokalu „Danusia” na Antoniuku.

Zapomniane zawody

Dzisiaj nazwy poszczególnych fabrycznych działów: składalnia, wykańczalnia, brakarnia, rachuba niewiele mówią. Mało kto wie czym zajmowała się pruczka, przewijarka, cewiarka, klejarka czy smarowaczka.

W ramach tego projektu chcemy przybliżyć realia największej białostockiej powojennej fabryki. Planujemy przeprowadzić rozmowy z sześcioma jej dawnymi pracownikami: od dyrektora po prządkę. Każdy zapewne inaczej zapamiętał Fasty i co innego dołoży do zbiorowej pamięci białostoczan. Zarejestrujemy i udostępnimy ich wspomnienia oraz pamiątki z fabryki jakie zachowali. Posłużą one też do przygotowania wystawy o Fastach.

Rozmowy Z Byłymi Pracownikami

Białostockich Zakladów Przemysłu Bawełnianego Fasty

Walentyna Gocłowska, w Fastach od 1958 do 1966 roku

W fastowskiej tkalni pracowała jako młoda dziewczyna. Z żalem odchodziła z fabryki, kiedy wyszła za mąż. Tak lubiła tę pracę, że w 1980 roku kupiła krosna i założyła własny zakład kilimiarski. Już nie działa, ale ona do tej pory robi różne dekoracje z przędzy. Ot tak, żeby zająć ręce i dla przyjemności.

Romuald Klimiuk, w Fastach od 1 listopada 1975 do 1997

Aż trudno uwierzyć, ale jako dyrektor handlowy zajmował w Fastach 167 miejsce pod względem wynagrodzenia. Rekordzistami byli rozkładacze sztuk w dziale przygotowawczym na wykańczalni. Było ich tylko kilku. Prawdziwi siłacze, atleci. Pracowali na akord. Zrzucali belę na wózek jakby tańczyli.

Krystyna Nofikow, w Fastach od 1962 do 1985

Fasty to było jej życie, spędziła tam najlepsze lata. Uważa, że będąc młodą matematyczką po studiach, trafiła do jednego z najlepszych miejsc, gdzie PRL mógł ją rzucić – do przyzakładowej szkoły włókienniczej. Pamięta bale, wycieczki, imprezy. Złych rzeczy było naprawdę niewiele.

Anna Drozdowska, w Fastach od 1 września 1976 roku do dziś

W 2021 jej staż pracy w BZPB Fasty dobił okrągłych 45 lat. Dzisiaj jednak to zupełnie inna firma niż ta, w której się zatrudniła jako 15-latka. Teraz zarządza nieruchomościami i jest archiwistką w Zakładzie Bawełniarskim, który wyłonił się z masy upadłościowej po Fastach. Cały jego majątek to kilka magazynów i działek. Z okna widzi dawną wykańczalnię przejętą przez Andropol. I to wszystko, co zostało po wielkim kombinacie.

Anatol Todorczuk, w Fastach od 1958 roku do 1995

Kombinat Fasty, tak naprawdę, terytorialnie przynależy do Bacieczek. Ale kiedy planowali budowę fabryki, przy szosie na Ełk pojawili się radzieccy inżynierowie. Stanęli na górce i zapytali gospodarza pracującego nieopodal: Czyje to pole? My z Fast, a to nasza ziemia – odpowiedział. Wtedy nikt nie wnikał w szczegóły. I tak zostało, że to Fasy.

Janusz Kochanowski, w Fastach od 1970 do 1999 roku

 

Zachował w domu serię dyplomów dla najlepszego mistrza i nauczyciela w kombinacie. Tytuł ten przyznawały mu tkaczki z zakładowym plebiscycie. Ma też kolekcję grzałek, które im skonfiskował. Były na hali zakazane, a dziewczyny jak tylko przyszły do pracy to zaraz kawa, herbata. Zabierał im je i mówił: „Zgłoście się po zmianie, to oddam”. Ale żadna nigdy nie przyszła.

czytaj więcej

Więcej wywiadów na stronie projektu Fundacji DOM